Tak się złożyło że straciłem pracę za barem, sytuacja była
dwuznaczna. Nie będę wnikał w szczegóły, ale powodem zwolnienia mnie nie były
moje błędy czy nawet jeden mój błąd. Splot sytuacji i bach, nie mam pracy. Hm,
co teraz, żyć trzeba, tankować auto też trzeba. Przez chwilę biedne dni
zagościły do kalendarza. Czułem to, ameryka mnie wzywała. Czułem że tam mogę
zrobić coś ze swoim życiem, a jeśli nie to chociaż zarobić worek dolarów
i myśleć co potem można z nimi zrobić. W naszym kraju w ówczesnym czasie
zarabiało się o ile mnie pamięć nie myli, około 200, no może 300 dolarów miesięcznie.
Nie bardzo wiedziałem ile mogę wyciągnąć w stanach, ale na pewno więcej, a do
tego szansa na coś... coś czego oczekiwałem.
W stanach mam rodzinę, więc z wizą nie było problemu. Raz,
co prawda w dzieciństwie byłem i wróciłem, więc wizyta w ambasadzie byłą
jedynie formalnością. Wizę dostałem bez problemu, po kilku dniach wiedziałem
już kiedy lecę i miałem bilet w ręku. Planowałem polecieć na około pół roku.
Niby krótko, niby długo. Cieszyłem się
na ten wyjazd, byłem podekscytowany jak dziecko. Wielki świat, wielkie miasto,
wielkie możliwości stały przede mną otworem. Myślałem tylko jak powiedzieć o
wyjeździe mojej bogini seksu i jak wytrzymam bez jej codziennych czułości. Postanowiłem
że najlepiej będzie prosto z mostu.Tak zrobiłem. Powiedziałem że muszę
wyjechać, że będę tęsknił, że ją kocham i że będę jej przez cały czas. Z jej
wspaniałych i zawsze rozkosznych ust usłyszałem że będzie czekała, że cała
będzie należała do mnie, każdego dnia i każdej chwili. Im było bliżej do
wyjazdu, tym mniej mi się chciało lecieć, coś mnie tam ciągneło, ale jednocześnie
nie wiedziałem czego się spodziewać. Wiedziałem że w ciągu tych kilku miesięcy
mogę dostać od życia więcej szans niż przez resztę życia w ojczystym kraju.
Wiedziałem że czegoś się nauczę, że podszlifuję język i może podpatrzę coś,
przywiozę jakiś pomysł na biznes. W planach miałem znaleźć pracę i pójść do
szkoły. Taka mała sprzeczność. Nie miałem chęci uczyć się w ojczyźnie, a
zamierzałem pokonać tysiące mil żeby kontynuować edukację. Pomyślałem że jeśli
udałoby mi się skończyć studia w Nowym Jorku, a to wiązałoby sięz kilkoma
wyjazdami i przyjazdami, to z takim papierem w Polsce można by wieeeeele
zdziałać. Co innego mieć dyplom polskiej uczelni, nawet renomowanej, a co innego
mieć opanowany do perfekcji angielski, mieć papier z uniwersytetu w New York’u
i do tego odpowiedni zasób wiedzy. Umiejętności i amerykański sposób myślenia,
tak bardzo inny niż nasz polski. Naszym narodowym sportem powinno być narzekanie,
wszystko źle, nic się nie uda. Co słychać: Stara bieda, a nowa nie chce
przyjść. Bla, bla, bla, źle, wszystko źle. To mi się bardzo nie podobało i nie
podoba do dziś. Trochę poznałem już mentalność amerykanów, ich pozytywny sposób
myślenia. Chciałem trochę tego uszczknąć dla siebie, poza wiedzą merytoryczną,
wywieźć też ten amerykański sposób myślenia. Myślenie kategoriami sukcesu. Chciałem
żeby to mnie

zbliżyło do mojego, mojego osobistego sukcesu. Ameryka czekała na mnie, a ja czekałem na nią. Amerykański sen zbliżał się, bardzo dużymi krokami. Dolary czekały na mnie. Podobno rosną na drzewach, tylko trzeba je zerwać, bo schylać się żeby zebrać z ziemi to nikomu się nie chce. Czy tak jest?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz