niedziela, 19 stycznia 2014

American dream come true






Pracowałem, imprezowałem i uprawiałem seks. Było gorąco. Życie chciało że zmieniłem kobietę. Trafiłem na boginię seksu.To za jej sprawą było gorąco. Każdego dnia, dwa razy, a nawet trzy razy dziennie rzucaliśmy się na siebie i uprawialiśmy dziki seks w każdej możliwej pozycji i w każdy możliwy sposób. Nie było tabu, nie było rzeczy których byśmy nie próbowali. Najfajniejszy w niej był ciągły głód seksu, orgazmu i erotycznych doznań. Było fantastycznie. Pociągała mnie niesamowicie, dostarczała mi niezapomnianych doznań i nieskończonej ilości uniesień. Czasem moje chęci opadały, a wtedy ona wkraczała do akcji, podniecała mnie swoim boskim ciałem, gorącymi, głębokimi ustami i figlarnymi pomysłami, będącymi czasem na pograniczu wyuzdania.  Nie była moją pierwszą partnerką, ale w tamtej chwili była najlepszą, niepokonaną, nieprawdopodobną kochanką. Uwielbiałem ją, kochałem ją, pragnąłem jej każdego dnia jeszcze bardziej. Nie oddałbym tamtych mokrych chwil, nie chciałem się z nikim dzielić, była tylko moja. Była piękna, napalona, a jednocześnie pozornie bardzo niewinna i kochała mnie.
Tak się złożyło że straciłem pracę za barem, sytuacja była dwuznaczna. Nie będę wnikał w szczegóły, ale powodem zwolnienia mnie nie były moje błędy czy nawet jeden mój błąd. Splot sytuacji i bach, nie mam pracy. Hm, co teraz, żyć trzeba, tankować auto też trzeba. Przez chwilę biedne dni zagościły do kalendarza. Czułem to, ameryka mnie wzywała. Czułem że tam mogę zrobić coś ze swoim życiem, a jeśli nie to chociaż zarobić worek dolarów i myśleć co potem można z nimi zrobić. W naszym kraju w ówczesnym czasie zarabiało się o ile mnie pamięć nie myli, około 200, no może 300 dolarów miesięcznie. Nie bardzo wiedziałem ile mogę wyciągnąć w stanach, ale na pewno więcej, a do tego szansa na coś... coś czego oczekiwałem.

W stanach mam rodzinę, więc z wizą nie było problemu. Raz, co prawda w dzieciństwie byłem i wróciłem, więc wizyta w ambasadzie byłą jedynie formalnością. Wizę dostałem bez problemu, po kilku dniach wiedziałem już kiedy lecę i miałem bilet w ręku. Planowałem polecieć na około pół roku. Niby krótko, niby długo.  Cieszyłem się na ten wyjazd, byłem podekscytowany jak  dziecko. Wielki świat, wielkie miasto, wielkie możliwości stały przede mną otworem. Myślałem tylko jak powiedzieć o wyjeździe mojej bogini seksu i jak wytrzymam bez jej codziennych czułości. Postanowiłem że najlepiej będzie prosto z mostu.Tak zrobiłem. Powiedziałem że muszę wyjechać, że będę tęsknił, że ją kocham i że będę jej przez cały czas. Z jej wspaniałych i zawsze rozkosznych ust usłyszałem że będzie czekała, że cała będzie należała do mnie, każdego dnia i każdej chwili. Im było bliżej do wyjazdu, tym mniej mi się chciało lecieć, coś mnie tam ciągneło, ale jednocześnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Wiedziałem że w ciągu tych kilku miesięcy mogę dostać od życia więcej szans niż przez resztę życia w ojczystym kraju. Wiedziałem że czegoś się nauczę, że podszlifuję język i może podpatrzę coś, przywiozę jakiś pomysł na biznes. W planach miałem znaleźć pracę i pójść do szkoły. Taka mała sprzeczność. Nie miałem chęci uczyć się w ojczyźnie, a zamierzałem pokonać tysiące mil żeby kontynuować edukację. Pomyślałem że jeśli udałoby mi się skończyć studia w Nowym Jorku, a to wiązałoby sięz kilkoma wyjazdami i przyjazdami, to z takim papierem w Polsce można by wieeeeele zdziałać. Co innego mieć dyplom polskiej uczelni, nawet renomowanej, a co innego mieć opanowany do perfekcji angielski, mieć papier z uniwersytetu w New York’u i do tego odpowiedni zasób wiedzy. Umiejętności i amerykański sposób myślenia, tak bardzo inny niż nasz polski. Naszym narodowym sportem powinno być narzekanie, wszystko źle, nic się nie uda. Co słychać: Stara bieda, a nowa nie chce przyjść. Bla, bla, bla, źle, wszystko źle. To mi się bardzo nie podobało i nie podoba do dziś. Trochę poznałem już mentalność amerykanów, ich pozytywny sposób myślenia. Chciałem trochę tego uszczknąć dla siebie, poza wiedzą merytoryczną, wywieźć też ten amerykański sposób myślenia. Myślenie kategoriami sukcesu. Chciałem żeby to mnie






zbliżyło do mojego, mojego  osobistego sukcesu. Ameryka czekała na mnie, a ja czekałem na nią. Amerykański sen zbliżał się, bardzo dużymi krokami. Dolary czekały na mnie. Podobno rosną na drzewach, tylko trzeba je zerwać, bo schylać się żeby zebrać z ziemi to nikomu się nie chce. Czy tak jest?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz